Czytam sobie wywiad z Wojciechem Engelkingiem i stwierdzam, ok chcę przeczytać tę książkę.
Szybkie szukanie i jest. Włączam filtr „ebook”. I co? I gówno.
Nie chce fizycznej książki, chce ebooka. Teraz.
Ania skomentowała: „pewnie nakład się skończytł”.
Autor młodego pokolenia i brak ebooka?
Ergo: nie przeczytam, bo zapomnę, że chciałem. To impuls był.
„Nie chce fizycznej książki, chce ebooka. Teraz.”
Tak samo irytowałam się przy Pomniku Cesarzowej przed 28 grudnia. Skwitowałeś, że rozumiesz takie zagranie wydawcy. Może u nich to też „jakieś zagranie”, że nie ma ebooka?